DYKTATOR PERPETUALNY

W ciągu pierwszych lat w Londynie Newton prawie nie bywał na po­sie­dzeniach Towarzystwa Królewskiego. Samo Towarzystwo było cie­niem instytucji z poprzednich lat, liczba członków oraz poziom debat gwałtownie spadły, a niezdyscyplinowany empiryzm coraz częściej prowadził do omawiania ciekawostek w rodzaju cieląt o dwóch głowach czy przypadku kobiety z Gloucester, której po wie­lu nieudanych próbach udało się otruć męża dopiero arszenikiem.

Towarzystwo zbierało się co środa w pokojach Hooke'a w Gre­sham College, co było zapewne jednym więcej powodem rzad­kiego pojawiania się Newtona. W każdym razie, gdy w 1703 r. Hooke zmarł, Newton zgodził się, aby wybrano go prze­wod­niczącym. Pozostawał nim nieprzerwanie aż do śmierci.

Do tej pory najważniejszą funkcją w Towarzystwie było stano­wisko sekretarza, stanowisko przewodniczącego traktowane było honorowo i powierzane wybitnym osobistościom, niekoniecznie zwią­zanym z nauką. Poprzednio, w latach 1695-1698 wiecznie nieo­becnym przewodniczącym był Montague, potem lord Somers, inny wybitny polityk, któremu również brak było czasu na posiedzenia Towarzystwa. Newtonowi dogadzało zapewne, że został następcą nie któregoś z uczonych kolegów, lecz całej plejady lordów i wy­so­kich urzędników państwowych. Szybko też stał się pierwszym prze­wo­dniczącym, który rzeczywiście kierował Towarzystwem.

Towarzystwo Królewskie skupiało przede wszystkim lekarzy i gar­stkę „matematyków”, czyli astronomów, nauczycieli matematyki itp. oraz około dwukrotnie więcej amatorów nauki. Najbardziej wpły­wową grupę stanowili lekarze, wśród nich tacy jak Arbuthnot, lekarz królowej Anny albo Hans Sloane, pełniący funkcję sekretarza Towarzystwa, ludzie majętni i wpływowi.

Zwierzchnictwo Newtona szybko dało o sobie znać. Narzucił dy­s­cyplinę organizacyjną, posiedzenia przeniósł na czwartki, po­nieważ w środy zajęty był w mennicy, zaczął egzekwować składki, aby poprawić opłakany stan finansowy Towarzystwa. Sytuacja była zresztą o tyle trudna, że Gresham College wypowiedziało lokal i To­wa­rzystwo zmuszone było poszukać sobie nowego. Newton z żelaz­­ną systematycznością uczęszczał na posiedzenia Rady Towa­rzy­stwa, w ciągu ponad dwudziestu lat opuszczając tylko kilka zebrań, dopóki podeszły wiek nie zmusił go do pozostawania w domu.

Opracował również schemat działalności Towarzystwa, które mia­ło zatrudnić 5 demonstratorów do przeprowadzania pokazo­wych doświadczeń z pięciu działów filozofii naturalnej: matematyki z mechaniką, astronomii z optyką, fizjologii z anatomią, botaniki oraz chemii. Eksperymenty te miały dostarczać materiału do dys­kusji. Wprowadził również zwyczaj stenografowania obrad i rozpo­czy­nania każdego zebrania od odczytania stenogramu z poprze­d­niego zebrania tak, aby po tygodniowym namyśle dać jeszcze oka­zję do dyskusji. Zainicjował również ceremonie ze ściśle określoną etykietą. W czasie obrad na honorowym miejscu siedział przewod­niczący, dwaj sekretarze po jego bokach, chyba że przewodniczący zdecydował posadzić obok siebie jakiegoś szczególnie godnego cudzoziemca. Pedel wnosił laskę ozdobioną znakami Towarzystwa. W czasie zebrań należało zachowywać powagę, w dyskusjach nie wolno było używać argumentów odnoszących się do osób, a nie poglądów.

Łatwiej było zaprowadzić ceremonie niż zapewnić wysoki po­ziom naukowy zebrań,  ale i tu Newton odniósł pewne sukcesy. Nie udało się co prawda nigdy znaleźć owych 5 demonstratorów z pro­jek­tu, ale od czasu do czasu pojawiał się ktoś, kto potrafił przepro­wa­dzać sekcje albo eksperymenty. Najwybitniejszą postacią był Francis Hauksbee, który prowadził doświadczenia z pompą próż­niową i badał zjawiska elektryczne. Hauksbee mierzył również opór powietrza przez strącanie szklanych baniek z katedry św. Pawła w Londynie (wyniki omówione zostały w II wydaniu Principiów). Hayksbee przeprowadził też cykl doświadczeń, które miały wyka­zać, że siły między cząsteczkami są przyczyną włoskowatości. Przynajmniej część tych badań była zasugerowana przez Newtona. Nie traktował on jednak Hauksbee'ego jak młodszego kolegi, lecz raczej jak służącego, polecając mu na przykład przyjść wieczorem do swego domu, aby za dwie gwinee zademonstrować ekspery­menty gościom, np. Halifaxowi czy biskupowi Dublina.

Mimo iż Newton spotykał się na każdym kroku z deklaracjami w rodzaju tej, jaką złożył John Chamberlayne oznajmiając, iż chciałby w Newtonie widzieć „perpetualnego dyktatora” Towarzystwa, to jednak ani razu nie był wybrany jednogłośnie w wyborach do rady czy na przewodniczącego. Newton dbał o Towarzystwo, ale w za­mian oczekiwał przede wszystkim posłuszeństwa i poparcia. Kiedy znalazł budynek na siedzibę Towarzystwa, zwołał szybko posie­dzenie, które miało uprawomocnić jego zabiegi, lecz gdy rozpo­częła się autentyczna dyskusja i groziło głosowanie, Newton zakwe­stionował natychmiast prawo zebranych do rozstrzygania oma­wianych kwestii.

Największe poparcie miał Newton wśród matematyków, którzy tworzyli zwartą grupę jego zwolenników związaną zarówno auten­tycznym podziwem, jak i świadomością jego wpływu na obsadzanie stanowisk. David Gregory, niezbyt zdolny, ale umiejący się wkupić w łaski Newtona, został jeszcze w 1692 r. profesorem Savile'a astro­nomii. Roger Cotes w 1706 r. został profesorem nowej katedry Plume'a w Cambridge w wieku zaledwie 24 lat. Cotes przygotował później II wydanie Principiów, zmuszając Newtona do ostatniej poważnej pracy z fizyki. Halley, który wcześniej nie dostał katedry astronomii, ponieważ władze kościelne uznały go winnym głosze­nia tezy o wieczności świata, został w 1703 r. profesorem geometrii Savile'a, potem zaś sekretarzem Towarzystwa. Powierzane były mu zresztą najróżniejsze inne zadania, jak np. zwiedzanie tawern Londynu z gościem ze wschodu, carem Piotrem Wielkim, który odwiedził mennicę i tam oprowadzany był przez Newtona. Colin Maclaurin otrzymał katedrę w Edynburgu, a Henry Pemberton został profesorem „fizyki” (tzn. medycyny) w Gresham College. Wszystkie te nominacje były rozdzielane przez Newtona, który rządził swoim miniaturowym państewkiem suwerennie i apodyktycznie, nie tole­rując żadnego nieposłuszeństwa. Najwyższą wartością w kręgu uczniów Newtona była absolutna lojalność wobec mistrza.

Pozycję naukową Newtona wzmocniła jeszcze bardziej pub­li­kacja Optics (Optyka) w 1704 r. Książka, choć została zaprezen­towana Towarzystwu przez jego nowego przewodniczącego, nie była mu jednak dedykowana jak Principia. Principia prawie nie miały prehistorii – większość wyników uzyskana została w ostat­niej chwili, Optyka natomiast była dla jej autora wyłącznie prehis­torią, od wielu już bowiem lat nie prowadził pracy badawczej. Razem z Optyką ukazały się dwie równie stare rozprawy  mate­matyczne, z których jedna, dotycząca analizy, miała jedynie history­czne znaczenie, druga zaś o krzywych trzeciego stopnia długo jeszcze miała czekać na kontynuatorów. Z chwilą opublikowania Optyki wszystkie najważniejsze idee Newtona ukazały się w formie książ­kowej i dzięki Optyce popularność Newtona zaczęła rosnąć jesz­cze szybciej niż po wydaniu Principiów. Optyka napisana była po angielsku i miała charakter eksperymentalny –  pozwalało to na zrozumienie jej treści bez znajomości matematyki.

Newton nigdy nie cierpiał sprzeciwu i najlżejsza krytyka jego prac wyprowadzała go z równowagi na długie miesiące. Z wiekiem, w miarę uzyskiwania władzy, coraz częściej narzucał innym swoją wolę, będąc pod tym względem nieodrodnym synem epoki mo­nar­chii absolutnych. Jednym z najbardziej charakterystycznych przykła­dów postępowania Newtona są dzieje jego stosunków z królewskim astronomem Flamsteedem. Ich kontakt naukowy zaczął się już przy okazji komety 1680 r., gdy Newton sądził, iż chodzi o dwie różne komety – wbrew opinii Flamsteeda (który jeszcze po dwudziestu latach przypominał wielkiemu uczonemu tę pomyłkę). John Flamsteed również nie miał łatwego charakteru. W dzieciństwie ciężko chorował, prawdopodobnie na stawy, i w rezultacie okulał na resztę życia. Wcześnie odumarła go matka, a ojciec zbyt szybko zdaniem syna pogodził się ze stratą i ponownie ożenił. W 1670 r. Flamsteed znalazł patrona w osobie sir Jonasa Moore'a, dzięki któremu studiował w Cambridge i w 1675 r. został pierwszym astronomem w nowo założonym obserwatorium w Greenwich. Oprócz 100 funtów rocznie otrzymywanych jako swoje wynagro­dzenie na tym stanowisku Flamsteed miał dochody z probostwa w Burstow, choć jak twierdzili złośliwi więcej uwagi poświęcał błą­dze­niu gwiazd niż zabłąkanym owieczkom ze swej parafii.

Nieporozumienia między Newtonem a Flamsteedem wynikały po części z ich odmiennych punktów widzenia na zadania nauki. Flamsteed był obserwatorem, który postawił sobie za cel osiąg­nięcie większej dokładności w pomiarach położeń gwiazd i planet. Przede wszystkim chciał stworzyć wielki katalog położeń gwiazd, swego rodzaju niebiański inwentarz, mieszczący się w tradycji wiel­kich poprzedników od Ptolemeusza do Tychona. Teorie astrono­miczne były dla Flamsteeda jedynie wnioskiem z obserwacji; nie był zresztą na tyle biegły w matematyce, aby rozumieć pracę Newtona.

Newton z kolei patrzył na obserwacje z punktu widzenia ich przydatności teoretycznej, a nawet jeszcze ściślej, z punktu widze­nia ich przydatności do własnych teorii. Flamsteed nie dorównywał Newtonowi jako uczony, co nie znaczy, żeby skłonny był bez szem­rania udostępniać wyniki swojej wieloletniej pracy na każde żąda­nie. Nieporozumienia między dwoma uczonymi zaczęły się już w latach 1694-1695, gdy Newton usiłował zbudować teorię ruchu Księżyca. Z wielkim trudem wydobył wtedy od Flamsteeda około 150 pozycji Księżyca, uciekając się do perswazji i niemalże gróźb, dostarczając mu tablice refrakcji (Flamsteed miał pretensję, że Newton przesłał mu tablice bez objaśnienia ich zasady, Newton zaś irytował się, że stracił niepotrzebnie dwa miesiące na teorię refrakcji), proponując pieniądze dla rachmistrza, który zbyt wolno opracowywał obserwacje, a nawet przesyłając rady, jak uleczyć chro­niczne bóle głowy Flamsteeda. Teoria Księżyca nie udała się i New­ton, nieskory do obwiniania siebie za cokolwiek, twierdził, że miał zbyt mało obserwacji.

Pobożny i irytująco cnotliwy Flamsteed przez wiele lat udzielał na­pomnień Halleyowi (często w listach do osób trzecich), który wed­ług niego przeklinał i pił brandy jak kapitan, publikował błędne obserwacje i w dodatku obmawiał królewskiego astronoma, zarzu­cając mu, że przez tyle lat pracy niczego nie opublikował. Brak publikacji był czułym punktem Flamsteeda, który wciąż poprawiał i sprawdzał swe obserwacje, nie chcąc ogłaszać niepełnych wyni­ków. W dodatku od 1689 r. zaczął używać wielkiego kwadrantu ścien­nego, który kosztował go 120 funtów z własnych dochodów i który pozwalał na zwiększenie precyzji obserwacji. Oznaczało to jednak, że cały przegląd nieba należy powtórzyć za pomocą no­we­go przyrządu i perspektywa publikacji znów odsunęła się w czasie.

W 1699 r. w planowanej publikacji Flamsteed chcąc uspra­wiedliwić brak widocznych wyników, starał się wyszukać przykłady przydatności swej pracy, m.in. przypomniał przesłanie pozycji Księżyca Newtonowi. Zanim doszło do publikacji, Newton do­wiedział się o całej sprawie:

Niezbyt lubię pojawiać się w druku przy każdej okazji, a jeszcze mniej, kiedy jestem molestowany i nagabywany przez cudzoziemców w kwes­­tiach matematycznych bądź nasi rodacy mogą pomyśleć, że trwo­nię na nie czas, w którym powinienem doglądać interesów króla [43].

Newton domagał się też kategorycznie usunięcia wzmianki o sobie; rozdrażniony przypomnieniem naukowej porażki, przyjął wiel­ko­pański ton, dając do zrozumienia, że ważniejsze zajęcia nie pozwalają mu na teorie Księżyca i podobne fanaberie. Z kolei Flamsteed wziął do siebie uwagę o marnowaniu czasu i z godnością zaprzeczył, by jego obserwacje były marnowaniem czasu. Obaj uczeni byli jakby stworzeni do piętrzenia między sobą nieporo­zu­mień wszelkiego rodzaju.

Newton wciąż uważał, że teoria Księżyca możliwa jest do zbu­dowania, jeśli tylko będzie dysponował odpowiednio bogatym ma­te­riałem obserwacyjnym i natychmiast, gdy został przewodniczącym Towarzystwa zaczął działać w kierunku wydobycia obserwacji od upartego Flamsteeda. Tym razem chciał zmusić Flamsteeda nie do przekazania obserwacji jakiejkolwiek osobie, lecz do ich opubli­kowania. Starał się też działać przez pośredników, co było jego ulu­bioną metodą załatwiania niewygodnych spraw.

Newtonowi udało się dotrzeć do księcia Jerzego, małżonka królowej Anny, który obiecał wesprzeć finansowo publikację kata­lo­gu Flamsteeda i polecił przewodniczącemu Towarzystwa dopilno­wać szybkiej publikacji. Newton, w tym czasie już doświadczony urzędnik, powołał też komitet recenzentów, którzy mieli zająć się publikacją katalogu. Główny zainteresowany – Flamsteed – nie wszedł do komitetu (mimo iż był członkiem Towarzystwa), a komi­tet zignorował jego rozsądny projekt trzytomowej publikacji, która obejmowałaby również historyczne katalogi gwiazd oraz atlas nie­ba. W 1705 r. podpisano z Flamsteedem umowę i od 1706 r. za­czął się bardzo powolny druk dzieła. Komitetowi zależało głównie na wynikach otrzymanych za pomocą kwadrantu, a Flamsteed robił, co mógł, aby opóźnić ich dostarczenie.

W roku 1710 Newton uzyskał od królowej przywilej, aby prze­wod­niczący i rada Towarzystwa powoływali Wizytatorów Obser­wa­to­rium Królewskiego, którzy mieli sprawować nadzór nad jego pracą. Obserwatorium Królewskie stanowili Flamsteed i zatrudniani przez niego na własny koszt pomocnicy. Teraz Flamsteed stał się podwładnym Newtona. Kiedy nadal zwlekał, otrzymał od Newtona list nie pozostawiajacy co do tego żadnych wątpliwości:

obserwatorium ufundowane zostało w tym celu, aby ułożyć kompletny katalog gwiazd stałych dzięki obserwacjom, które miały być wykonane w Greenwich i obowiązkiem [wynikającym z] pańskiego stanowiska jest do­starczenie obserwacji. [...] Dlatego żąda się, aby przesłał pan resztę katalogu do dra Arbuthnota albo przynajmniej przesłał mu obser­wacje brakujące do skompletowania go [katalogu], żeby druk mógł postępować dalej. A jeśli w to miejsce zaproponuje pan coś in­nego bądź zacznie szu­kać wymówek albo zwlekać ponad potrzebę, zostanie to uznane za poś­rednią odmowę spełnienia rozkazu Jej Królewskiej Mości. Oczekuje się pańskiej szybkiej i bezpośredniej odpowiedzi oraz posłuszeństwa [43].

Tymczasem, jak dowiedział się Flamsteed, druk katalogu postę­pował pod kierunkiem jego arcywroga Halleya, który w dodatku wprowadzał samowolne poprawki. Mimo protestów Flamsteeda w 1712 r. ukazała się Historia coelestis, zawierająca wyniki opra­cowane przez Halleya bez zgody ich autora. Halley otrzymał za tę pracę 150 funtów.

Newton wykorzystując instytucję wizytatorów chciał jeszcze bardziej podporządkować sobie Flamsteeda. Wezwał go w paździer­niku 1711 r. na posiedzenie, w którym oprócz niego brało udział dwóch lekarzy – Sloane i Mead. Newton zaczął wypytywać o stan przyrządów obserwatorium i dowiedział się, że wszystkie są włas­nością Flamsteeda. Przebieg spotkania znamy z relacji Flamsteeda:

powiedziałem mu, że przez to obrabowany zostałem z owoców moich trudów, że wydałem ponad 2 000 [funtów] na instrumenty i pomoc­ników. Na to porywczy mąż wybuchł gniewem i rzekł: „Jesteśmy więc rabusiami twoich trudów?” Odpowiedziałem, iż przykro mi, że sami to przyznają. Po czym wszystko, co wypowiedział, było w gniewie; obrzu­cił mnie wie­lo­ma obelgami – [słowo] szczeniak było najbardziej nie­winną spośród nich. [...] W końcu nakazał mi z wielką gwałtow­nością (i powtarzał to) nie zabierać żadnych przyrządów z obserwa­to­rium, ponieważ wcześniej powiedziałem mu, iż jeśli zostanę zwolnio­ny z obserwatorium, zabiorę ze sobą sekstant. Ja żądałem tylko, by panował nad sobą, powściągał pasję i dzię­kowałem mu za każdą zniewagę, a szukając drzwi rzekłem mu, iż Bóg błogosławił dotąd wszystkim moim wysiłkom i będzie mnie ochra­niał również w przysz­łości [...] Rzekł mi ponadto, że otrzymałem 3 600 [funtów] od rządu. Odpowiedziałem mu, a co on zrobił za pensję 500 [funtów] rocznie, jaką otrzymuje, czy coś takiego; co go zamurowało [...] Powiedział, że nazwałem go ateistą. Ja – nigdy, ale wiem, co inni mówili o ustępie z jego Optyki; cyt w [40].

Flamsteed czuł się Bożym sługą, nie podlegającym jurysdykcji urzę­dników, Newton zaś usiłował traktować go jak służącego. Prze­waga intelektualna w najmniejszym stopniu nie usprawiedliwia po­stę­powania przewodniczącego Towarzystwa, walka o wydobycie ob­­ser­­wacji stawała się coraz bardziej walką o prestiż, ostatecznie przegraną przez Newtona. Pirackie wydanie Halleya zosta­ło zapom­niane, Flamsteed zaś doprowadził do wydania swoich ob­ser­wacji, dzieła swego pracowitego życia, w formie, jaką pierwotnie zamie­rzył. Z czasem też został uznany za najlepszego obserwatora swoich czasów, godnego następcę Tychona de Brahe.

powrót do strony głównej